Branża gier wideo to dziś kasa na poziomie miliardów, ale coraz częściej wkurza graczy. Płacisz pełną cenę za grę, a po paru latach możesz sobie nią co najwyżej wytapetować ścianę, bo wydawca wyłączył serwery. Brzmi znajomo? W 2024 roku inicjatywa "Stop Killing Games" (stopkillinggames.com – oficjalna strona kampanii) rzuciła rękawicę temu syfowi, rozpalając emocje fanów i wkurzając wielkich graczy jak Ubisoft, EA czy Sony. Giganci AAA chcą zdusić ten ruch w zarodku, ale ich wymówki to stek bzdur. Rozkładamy temat na części – same konkrety, bez lania wody.
Skąd się wzięło "Stop Killing Games"?
Punkt zapalny? Ross Scott, youtuber z krwi i kości (youtube.com/user/chilledsanity – kanał Rossa), który w 2024 roku nie wytrzymał po zamknięciu serwerów The Crew przez Ubisoft (ubisoft.com/en-us/game/the-crew – strona gry). Gra, mimo trybu single-player, stała się cyfrowym śmieciem, bo bez serwerów nie działa. Gracze, którzy wyskoczyli z kasy, dostali figę z makiem. Scott nazwał to "chorym precedensem" i odpalił "Stop Killing Games", żeby zmusić wydawców do ogarnięcia się.
Cel? Prosty: płacisz za grę, to ma działać, nawet jak wydawca da sobie siana. Jak? Wersja offline, narzędzia do prywatnych serwerów – cokolwiek, byle działało. Kampania ruszyła jak lawina – ponad 1,2 miliona podpisów pod petycją w ramach Europejskiej Inicjatywy Obywatelskiej (europa.eu/citizens-initiative – oficjalna strona EIO) to nie przelewki. Komisja Europejska musi to rozkminić, a nowe prawo może wywrócić branżę do góry nogami.
Branża AAA kontratakuje: Video Games Europe wchodzi na ring
Giganci nie zasypiali gruszek w popiele. Video Games Europe (VGE) (videogameseurope.eu – strona organizacji), czyli tub reprezentanci tuzów jak Ubisoft, Electronic Arts (ea.com – strona EA), Take Two (take2games.com – strona Take Two), Microsoft (xbox.com – strona Xbox), Nintendo (nintendo.com – strona Nintendo) i Sony (playstation.com – strona PlayStation), wydało oświadczenie, w którym jedzie po inicjatywie jak po burej suce. Ich teza? "Stop Killing Games" to zamach na wolność twórców, kasę i bezpieczeństwo. Brzmi jak straszenie dzieci, ale czy mają rację? Sprawdzamy.
Argument 1: "Ogranicza wolność twórców"
VGE twierdzi, że zmuszanie do zapewnienia grywalności po wyłączeniu serwerów zabije kreatywność. Serio? To bajki dla naiwnych. Inicjatywa nie zabrania robić gier online-only – każe tylko zostawić furtkę, żeby dało się grać, jak serwery padną. Wersja offline, kod dla społeczności – co w tym trudnego? To nie zamach na design, tylko na politykę olewania klientów. Wolność twórców kończy się, gdy zaczynasz doić graczy i zostawiać ich z niczym.
Weźmy Minecraft albo Counter-Strike – prywatne serwery działają od lat, a kreatywność kwitnie. VGE bredzi o wolności, żeby przykryć brak odpowiedzialności. Ściema jakich mało.
Argument 2: "To za drogie"
Kolejna śpiewka: grywalność podniesie koszty, a gry online-only staną się nieopłacalne. Na pierwszy rzut oka logiczne – więcej roboty, więcej wydatków. Ale stop. Gry jak Stardew Valley czy Factorio mają wersje offline albo wsparcie społeczności – i co, bankrutują? To nie fizyka kwantowa.
Koszty są, jasne, ale VGE przesadza. Gry online-only żyją z mikrotransakcji i anty-cheatów – to one kosztują, a nie podstawowa grywalność. Prosta wersja "end-of-life" bez bajerów byłaby tania i skuteczna. Wydawcy po prostu wolą wyłączyć grę i cisnąć sequel. To nie problem kasy, to problem pazerności.
Argument 3: "Bezpieczeństwo i ryzyko prawne"
VGE straszy, że prywatne serwery to dzicz – brak moderacji, wycieki danych, pozwy. Okej, bezpieczeństwo to nie żarty, ale ten argument leży i kwiczy. Inicjatywa nie każe oddawać wszystkiego graczom – każe znaleźć sposób. Mogą zrobić oficjalne narzędzia z zabezpieczeniami albo wersję offline bez serwerów. Proste.
Doom z 1993 roku żyje dzięki społeczności, a Bethesda nie płacze. VGE udaje, że się nie da, ale to lenistwo, nie brak opcji. Bezpieczeństwo to ich obowiązek, a nie wymówka.
Argument 4: "Zaburzy model biznesowy"
Tu dochodzimy do mięska: gry jako usługa (GaaS) to dla nich złoty interes. Wspierasz grę, ciągniesz kasę z aktualizacji, a potem zamykasz, żeby sprzedać sequel. "Stop Killing Games" niby to rozwala. Ale czy na pewno? Nie zakazuje GaaS – wymaga tylko, żeby gra nie zdychała po wsparciu. To nie zabija modelu, to go ucywilizuje.
Gracze, którzy czują się fair traktowani, wrócą po więcej. A ci wkurzeni – jak po The Crew – pokażą środkowy palec. Długofalowo to się opłaca, ale giganci wolą szybki zysk. Ich opór to obrona koryta, nie branży.
Kto wspiera "Stop Killing Games"?
Nie wszyscy w branży są przeciw. Chociażby porównywarka cen xd.deals – platforma do łapania okazji – poparła inicjatywę, widząc w niej szansę na szacunek dla graczy. Wsparcie leci też od youtuberów, mediów (rockpapershotgun.com – portal o grach, pcgamer.com – portal o grach) i społeczności (wykop.pl – polska społeczność online). To nie fanaberia – to ruch z jajami.
Ross Scott na swoim kanale regularnie rozjeżdża argumenty branży, pokazując, że to pic na wodę. Milion podpisów mówi jasno: gracze mają dość bycia frajerami.
Dlaczego to ważne?
"Stop Killing Games" to nie tylko petycja – to walka o zasady:
-
Prawa konsumentów: Płacisz, to ma działać. Wyłączenie serwerów to jak zabranie ci samochodu po spłacie leasingu.
-
Dziedzictwo gier: Gry to sztuka. The Crew czy Destiny mogą przepaść, jeśli nic się nie zmieni. Kultura na tym traci.
-
Lepsza branża: Odpowiedzialność wydawców to krok do uczciwości. Jasne licencje? Poproszę.
-
Przeciw oszustwom: Kupujesz coś, co może paść z winy wydawcy – to nie deal, to naciąganie.
Podsumowanie: Giganci się boją, i słusznie
"Stop Killing Games" to kubeł zimnej wody na rozgrzane łby korporacyjnej chciwości. Ubisoft, EA, Sony i reszta z VGE rzucają bajkami o wolności, kosztach i bezpieczeństwie, ale każdy ich argument rozpada się jak domek z kart. To nie zagrożenie dla twórczości – to zagrożenie dla ich wygodnego życia na koszt graczy.
Wsparcie od xd.deals, Rossa i milionów fanów pokazuje, że czas na zmiany. Jeśli Europa klepnie przepisy, reszta świata może ruszyć za nią. Giganci AAA trzęsą portkami, bo mogą stracić władzę – i może najwyższy czas, żeby gry naprawdę były dla graczy? Piszcie, co myślicie, i podpiszcie petycję na stopkillinggames.com.
Źródła:
-
videogameseurope.eu – stanowisko VGE
-
stopkillinggames.com – oficjalna strona inicjatywy
-
xd.deals – wsparcie dla kampanii
-
youtube.com/user/chilledsanity – kanał Rossa Scotta
-
europa.eu/citizens-initiative – Europejska Inicjatywa Obywatelska

Amazon Prime Gaming rozdaje 6 darmowych gier na PC – sprawdź pełną listę!
Amazon przygotował prawdziwą perełkę dla subskrybentów Prime Gaming – już od 17 czerwca 2025...

Nintendo Switch 2 – rekordowa premiera
Nintendo 5 czerwca 2025 roku rozpoczęło sprzedaż swojej długo wyczekiwanej konsoli Switch 2 – ...
Komentarze